Tego samego dnia, w którym z głębin Pacyfiku wynurzyło się R’lyeh, zatrzęsła się ziemia i podniósł się poziom mórz i oceanów. Potężne mega-tsunami zalały nadbrzeżne miasta i wdarły się daleko w głąb lądów. Niebo przykryły chmury, z których spłynęły ulewne deszcze. Kilka godzin później na całym świecie przestała działać elektronika. Ludzkość pogrążyła się w panice. Wtedy z głębin nadeszły armie – osłonięci pancerzami z nieznanej substancji żołnierze uzbrojeni w rozpuszczającą materię broń, wspomagani przez niezniszczalne shoggothy i dysponujących magią kapłanów, bezlitośnie mordujący lub porywający napotkanych ludzi. W zalanych ruinach Nowego Jorku zamieszkał Ojciec Dagon, w Mumbaju Matka Hydra. Nastał czas krwawych ofiar i okrutnych eksperymentów, czas grozy przekraczającej horror obozów koncentracyjnych. Szczególnie potworne pogłoski mówią o zapładnianiu kobiet: niektóre po krótkim okresie ciąży wydają na świat potomstwo, które dosłownie rozdziera je zębami i pazurami podczas porodu.
Nie wiadomo, czy to rytuały kapłanów tych istot powodują przełamywanie kolejnych pieczęci prastarego R’lyeh. Faktem jest, że uwolniony został gwiezdny pomiot Cthulhu – skrzydlaci giganci znowu przemierzają Ziemię, heroldzi zapowiadający nadejście największego spośród ich rasy. Nieubłaganie nadciąga moment, kiedy ostatnia pieczęć zostanie złamana…
Resztki ludzkości rozpaczliwie próbują przetrwać. Ucieczka i krycie się to jedyna opcja dająca cień nadziei na przeżycie kolejnego dnia. Lekcja pierwsza: szybki koniec czeka tych, którzy podejmują walkę. Podobnie jak zdrajców próbujących wkraść się w łaski nowych panów – wprawdzie bardzo rzadko „kultyści” mogą zostać uznani za użytecznych, jednak po krótkiej chwili nieodmiennie czeka ich taki sam koniec jak pozostałych.
Nawet pomijając obcych najeźdźców świat roi się od zagrożeń. Po zalanych terenach krążą pełzające i latające stwory, które składają jaja w padlinie i lęgną się w bilionach. Gigantyczne potworności o setkach paszcz otoczonych mackami niczym świnie szukające trufli przekopują grunt w poszukiwaniu trupów. Oprócz zwykłych chorób wielu ludzi dotyka Syndrom Innsmouth – całkowita transformacja w istotę z głębin. Zmianom fizycznym towarzyszą zmiany w psychice polegające na zaniku wszystkiego tego, na co składa się człowieczeństwo. Dlatego koniecznością jest jak najszybsza eliminacja danej osoby po pojawieniu się pierwszych oznak SI. Chociaż istnieją tacy, którzy twierdzą, iż transformacja jest błogosławieństwem… Podobne przypadki miały miejsce w całej historii człowieka, ale teraz liczba „zachorowań” jest ogromna, a sam proces trwa zaledwie kilkanaście dni. Czy przyczyną jest nieustający oleisty deszcz niosący gnijący zapach oceanu, a może po prostu w tych dniach ostatnich uaktywnia się skaza, którą niektórzy z nas od zawsze w sobie nosili?
Kryjemy się. Uciekamy. Ale przede wszystkim jesteśmy poszukiwaczami wiedzy. Prowadzi nas człowiek, który pracował jako bibliotekarz na jakimś uniwersytecie na Wschodnim Wybrzeżu. Ma ze sobą księgę mówiącą o sprawach, które na nasze nieszczęście stały się rzeczywistością. Musimy odkryć, jak odwrócić losy świata zanim złamana zostanie ostatnia pieczęć. Niektórych dręczą sny, w których widzą samego Wielkiego Przedwiecznego… W naszej grupie doprowadziły one do samobójstwa już dwie osoby, trzecią zaś zabiłem ja sam, po tym jak wpadła w morderczy szał i zastrzeliła trzech moich towarzyszy . Tak łatwo teraz stracić nadzieję…